Rachunki, kalkulacje i krzywe spojrzenia na te „drobne” wydatki, które zjadają nasze miliony… a raczej tysiące.
Wyobraź sobie, że jesteś na szybkich zakupach w galerii. Wbiegniesz po bułki i mleko, ale przy okazji… no właśnie, wpadasz do ulubionej kawiarni po kawę na wynos, bo przecież tyle spraw na głowie, a kawa to mały rytuał, który czyni cię szczęśliwszym. Brzmi znajomo? Jasne, w końcu kto z nas nie kocha kawy? Problem zaczyna się wtedy, gdy – wbrew pozorom – liczba tych kaw rośnie niczym grzyby po deszczu, a nasz portfel zaczyna się kurczyć równie szybko.
Zanim się zorientujesz, wydajesz na kawy na wynos i inne „małe przyjemności” tyle, że mógłbyś opłacić niewielki abonament na helikopter (no dobrze, może przesadzam, ale sporo!). Czy zatem jest jakiś sposób, by poczuć się bogatym bez wygranej w totka? Wystarczy przez chwilę zastanowić się, ile realnie kosztują cię te drobne wydatki i… zacząć je ograniczać. Zobaczmy, ile można zaoszczędzić, gdy pijemy kawę robioną w domu, rezygnujemy z batonika przy kasie i nie biegamy do baru szybkiej obsługi trzy razy w tygodniu. Zobaczymy, czy rzeczywiście może nas to zaprowadzić do nowej konsoli, wakacji nad morzem albo chociaż o jeden krok bliżej do kupna nowego roweru – w końcu warto marzyć!
Kawa za 15 zł – to przecież drobnostka, co nie?
Na początek policzmy, jak to wygląda w praktyce. Powiedzmy, że w drodze do pracy (albo z pracy, albo w przerwie – nieistotne) kupujesz kawę za – uwaga – 15 zł. U niektórych będzie to 12 zł, u innych 18 zł; w zależności od miasta, sieci kawiarni i poziomu wewnętrznego snobizmu. Przyjmijmy jednak 15 zł jako średnią wartość.
- Jedna kawa dziennie to koszt 15 zł.
- W tygodniu roboczym (5 dni): 5 × 15 zł = 75 zł.
- W miesiącu (około 4 tygodni): 75 zł × 4 = 300 zł.
- W skali roku (12 miesięcy): 300 zł × 12 = 3600 zł.
Okej, 3600 zł rocznie to już nie jest taka drobnostka, prawda? Możesz za to kupić całkiem sensowny telewizor, rower górski (jeden z tańszych, ale zawsze), a może dołożyć te pieniądze do fajnych wakacji. Albo… kupić konsolę do gier! I to wcale nie najtańszą, bo kwota rzędu 3,6 tys. zł robi się naprawdę kusząca.
A pamiętajmy, że niektórzy kupują kawę nie tylko raz dziennie i do tego dojdzie muffinka czy rogalik 🙂 Wtedy nagle kwota delikatnie wzrasta. W tym miejscu drobna refleksja: czy to, że wpadasz do tej knajpki codziennie, wynika z czystej miłości do kawy, czy może po prostu z przyzwyczajenia?
Drożdżówka, batonik, a może smoothie? – drobiazg na każdym rogu
Ktoś powie: „Dobra, kawa kawą, ale lubię też przekąski, batoniki, drożdżówki”. Oto kolejne drobne przyjemności, które rujnują nasz budżet. Przykład:
- Batonik: 3–5 zł (jak się trafi promocja, 1,99 zł, ale częściej 4,50 zł za „fit baton” z nasionami chia).
- Smoothie za 15–20 zł w sieciowych kawiarniach czy zdrowych barach.
- Sałatka na wagę w galerii handlowej – niby zdrowa, ale kosztuje 25–30 zł za zestaw.
Zdarza się, że kupujesz coś takiego 3–4 razy w tygodniu – bo w sumie to drobiazg, głód cię przycisnął. Nagle zauważasz, że w miesiącu kolejne 200–300 zł uciekło. A rocznie? Przekraczasz sumę 2–3 tysięcy za przekąski, które często mogłeś/chciałeś przygotować w domu dużo taniej.
Jaki z tego morał? Czy mamy rezygnować ze wszystkiego, co daje nam radość? Nie, ale warto zauważyć, że pieniądze potrafią się rozchodzić na prawo i lewo w niewidzialny sposób, a potem smuteczek „Ojej, nie stać mnie na nowy telefon, chociaż tak bardzo bym chciał!”.
Czytaj więcej:
Przelicz swoje grzeszki na konkrety: „Tyle kaw, a mogłem mieć…”
Być może dopiero zabawa w przeliczanie drobnych wydatków na konkretne cele daje kopniaka do zmiany nawyków. Zróbmy kilka zabawnych obliczeń:
- Nowy smartfon za ~3000 zł
- Wyobraź sobie, że twoje miesięczne wydatki na kawę (300 zł) odkładasz przez 10 miesięcy. Puf! Masz 3000 zł. W tym czasie pijesz kawę z domowego ekspresu za grosze albo wracasz do starej, poczciwej „zalewajki”. Po roku stajesz się właścicielem nowego telefonu. Całkiem niezła oferta, nie?
- Konsola do gier i kilka porządnych tytułów
- Znów kwota 3600 zł rocznie (przy jednej kawie dziennie). Tyle to mniej więcej kosztuje jedna z najnowszych konsol wraz z kilkoma dobrymi grami (warto polować na promocje). Kiedyś powiedziałbyś: „Nie stać mnie na to”, ale okazuje się, że na kawę stać cię było codziennie. Czyli niby cię było stać, ale priorytety poszły w drobne przyjemności.
- Wakacyjny city-break
- Marzy ci się wypad do Rzymu czy Barcelony? Bilety lotnicze w promocji, hotel na 3 noce – to może zamknąć się w okolicach 2000–2500 zł (zwłaszcza jeśli upolujesz tanie loty). Podlicz kawy i przekąski z 6–8 miesięcy, i masz wyjazd gotowy.
- Rowerek stacjonarny albo orbitrek w domu
- Tak, to klasyczna sytuacja, gdy narzekasz, że ciężko ci wydać 1000–1500 zł na sprzęt do ćwiczeń, a jednocześnie wydajesz 200–300 zł co miesiąc na słodkie napoje i drożdżówki. Rachunek jest prosty: w rok nazbiera się z tego kwota, która pozwoli kupić niezły, markowy rower treningowy.
Zobacz, że ta magia tkwi w systematycznym wydawaniu małych kwot, które – zsumowane – składają się na sporą sumę. Tak jak krople drążą skałę, tak drobne codzienne zakupy drążą twoje konto bankowe.
Czy to oznacza, że mam się katować i rezygnować ze wszystkiego?
Największa obawa brzmi: „Co, mam teraz wyrzucić wszystkie przyjemności ze swojego życia i stać się ascezą z półlitrowym termosikiem z kawą?” Niekoniecznie. Kluczem jest zdrowy rozsądek i zastanowienie się, czy:
- Na pewno potrzebujesz codziennej kawy za 15 zł?
Może wystarczy kupić ją raz w tygodniu jako mały rytuał i przyjemność, a w pozostałe dni przyjść do pracy z własnym kubkiem, zrobionym taniej (a często i smaczniej)? - Może warto zmienić rytuały?
Zamiast wyskakiwać na fast-food w każdej wolnej chwili, naucz się gotować w domu prosty posiłek, który zapakujesz do pudełka. Może nawet polubisz te posiłki i docenisz, że są tańsze i zdrowsze? - Wprowadź limit
Załóż, że w miesiącu możesz wydać np. 100–150 zł na takie „kaprysy” i koniec. Gdy przekroczysz tę kwotę – sorry, musisz sobie odmówić. Takie ograniczenie automatycznie sprawi, że zaczniesz bardziej rozmyślać nad każdą drobną transakcją.
Oczywiście, nie chodzi o to, by przestać żyć i odmawiać każdej mikroprzyjemności. Raczej o to, by móc kontrolowaćten strumień pieniędzy. Gdy to zrobisz, odkryjesz, że w portfelu (albo na koncie) zostaje więcej, niż się spodziewałeś. I raptem okaże się, że stać cię na coś, co dotąd uważałeś za niedostępne.
Psychologia drobnych nagród
Zastanówmy się, dlaczego tak łatwo wydajemy pieniądze na kawę na mieście. To nie zawsze chodzi o sam smak. Czasem to:
- Wyrwanie się z biura – mini ucieczka na świeże powietrze i przyjemność z trzymania w ręku kubka, na którym jest logo drogiej kawiarni.
- Prestiż (powiedzmy sobie szczerze – picie kawy z popularnej sieciówki z logiem syrenki potrafi dodać pewnego „zachodniego” sznytu).
- Efekt „należy mi się” – pracowałem ciężko, to chociaż sobie kupię coś pysznego, bo życie jest ciężkie.
Wszystko to ludzkie i zrozumiałe, ale pamiętaj, że firmy świetnie wiedzą, jak grać na naszych emocjach. Marketing, miła obsługa, ładne opakowanie – i już twój mózg mówi: „Weź tę kawę, bo zasługujesz!”. Jeśli chcesz oszczędzać, musisz nauczyć się odróżniać te psychologiczne sztuczki od prawdziwych potrzeb.
Demitologizacja: czy naprawdę zdominuje cię nuda bez takiej kawy?
Może się wydawać, że jeśli przestaniesz jeść batoniki i pić kawę w ulubionej sieciówce, twoje życie stanie się szare, białe i beznadziejne. Cóż, w praktyce to tylko pierwsze dwa tygodnie mogą być ciężkie. Potem przyzwyczaisz się do picia kawy z domowego ekspresu (a możesz zainwestować w porządny ekspres za część oszczędzonych funduszy!) i zabierania „zdrowszej” przekąski z domu. W efekcie:
- Może nawet polubisz alternatywne formy kawy – drip, aeropress, a to wszystko sprawia, że poczujesz się niczym barista na własnym kuchennym blacie.
- Zdrowy tryb – ograniczenie słodkich lub tłustych przekąsek może sprawić, że poczujesz się lżej, a może i zgubisz parę deko na wadze.
- Satysfakcja – nic tak nie cieszy, jak widok puchnącego konta, nawet jeśli to puchnięcie jest stopniowe.
Zresztą, nie musisz rezygnować na wieki – np. wyznacz sobie piątek jako dzień świętowania, gdy kupisz ulubioną kawę i cieszysz się nią jak skarbem. Właśnie wtedy staje się większą przyjemnością niż wtedy, gdy pijesz ją codziennie.
Inne drobne wydatki: streamingi, apki premium, prenumeraty…
Na marginesie, kawa i słodycze to tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli zaczniesz się przyglądać wydatkom, może się okazać, że co miesiąc wydajesz na 5 różnych serwisów streamingowych (bo każdy ma inny serial), a używasz może dwóch. Albo płacisz za subskrypcję aplikacji fitness, z której zrezygnowałeś już w styczniu. Być może w twoich rachunkach jest paczka doładowań w grach mobilnych, z czego połowa to cyfrowe skórki, których wcale nie potrzebowałeś.
Choć to „tylko kilkanaście złotych tu, kilkadziesiąt tam”, roczna suma może cię zaskoczyć. Wystarczy spojrzeć na:
- 39 zł miesięcznie × 12 = 468 zł.
- 69 zł miesięcznie × 12 = 828 zł.
- 19,99 zł miesięcznie × 12 = ok. 240 zł.
Zsumowane, tworzą kolejne 500, 800, a może nawet 1000 czy 1500 zł rocznie w zależności od pakietu usług. Bez rezygnacji z wszystkiego, wystarczy przeprowadzić mały przegląd i zobaczyć, co jest ci naprawdę potrzebne, a co jest typowym abonamentowym „potworkiem”, którego nie chciało ci się skasować z karty.
Jak zmotywować się do racjonalnych oszczędności?
Wiesz już, że rezygnacja z kawy w sieciówce może dać roczną oszczędność kilku tysięcy złotych. Tylko jak się zmusić do realnych kroków?
- Wyznacz cel – Określ jasno: „Chcę za 6 miesięcy kupić rower za 2000 zł” lub „Chcę wymienić laptopa, potrzebuję 3000 zł”. Lepiej się ograniczać, gdy wiesz, do czego dążysz.
- Zapisuj wydatki – Chociażby przez 2–3 miesiące, w najprostszej aplikacji budżetowej lub w notesie. Zobaczysz, gdzie uciekają pieniądze. Nic tak nie szokuje, jak sumowanie paragonów z kawiarni, które dają równowartość np. pralki.
- Stwórz plan – Np. „W tym miesiącu zgadzam się tylko na 5 kaw w sieciówce” albo „kupuję batonika maksymalnie 3 razy w tygodniu”. Jasno określone zasady – łatwiej trzymać się wytycznych.
- Świętuj małe sukcesy – np. wytrzymałeś cały miesiąc, wydając połowę mniej niż wcześniej. Zrób coś miłego (najlepiej niedrogiego, inaczej zniweczysz oszczędności).
Efekt psychologiczny: poczucie „bogactwa”
Ograniczenie drobnych wydatków ma jeszcze jedną zaletę: sprawia, że zyskujesz kontrolę nad finansami i rośnie twoja pewność siebie. Może nie zobaczysz od razu miliona na koncie, ale kiedy w ciągu roku zbierzesz kilka tysięcy, poczujesz, że jesteś bliżej pewnych dóbr lub marzeń, które wcześniej wydawały się poza zasięgiem.
A przecież bogactwo to nie tylko stan konta – często to również stan umysłu. Fakt, że rezygnujesz z kolejnej kawy, a w zamian rośnie ci kwota w skarbonce, daje satysfakcję i wiarę, że stać cię na większe rzeczy, niż myślałeś.
Małe przyjemności z głową – złoty środek
Oczywiście, część ludzi powie: „Hej, życie jest za krótkie, żeby odmawiać sobie kawy!”. I owszem, mają sporo racji. Żyjemy przecież nie tylko po to, by gromadzić kapitał. Ale tak jak ze wszystkim w życiu – liczy się umiar. Jeśli jedna kawa w tygodniu czy choćby jedna co dwa dni naprawdę sprawia ci frajdę, a przy tym wciąż ogarniasz budżet – super. Problem jest wtedy, gdy drobne zakupy pochłaniają taką kasę, że potem zostajesz w finansowych tarapatach, licząc do pierwszego.
Dlatego zamiast całkowitej rezygnacji z małych przyjemności, postaw na plan, który kontroluje skalę tych wydatków. Możesz ustalić sobie np. „Pakiet 50 zł tygodniowo na kawy i batoniki” i koniec. Jeśli po 3 dniach już wszystko wydasz – do końca tygodnia bawisz się w baristę w domu.
Jak poczuć się bogatym, przestając wydawać na małe przyjemności?
- Zrozum, że drobne wydatki się sumują – to one często decydują, ile naprawdę masz wolnej gotówki w miesiącu.
- Przelicz ich koszt roczny na konkretną rzecz – dzięki temu motywacja rośnie (np. „mój roczny budżet na kawy = nowy laptop”).
- Nie rezygnuj całkowicie – ale wprowadź zdrowy balans. Niech małe przyjemności będą rzadsze, a w efekcie bardziej doceniane.
- Obserwuj efekty – rosnące saldo w banku, ekstra pieniądze na przyjemniejsze zakupy czy większe cele (konsola, wakacje, remont pokoju, itp.).
- Zachowaj dystans – pamiętaj, że kawa od czasu do czasu czy baton w piątek to nie jest koniec świata. Ważne, by nie wpaść w pułapkę codziennego „lecą drobniaki” i dziwić się, że na koncie pustka.
I w ten właśnie sposób możesz stać się – może nie od razu miliarderem – ale człowiekiem, który czuje, że faktycznie ma kontrolę nad swoimi finansami i przestaje narzekać, że „Na to mnie nie stać, bo wiecznie nie mam kasy”. Nagle odkryjesz, że to wcale nie jest takie trudne. A za jakiś czas możesz spoglądać na swój nowy telefon czy konsolę i myśleć: „Te wszystkie kawy były dobre, ale nowy sprzęt cieszy mnie dłużej”. Albo odłożysz solidną zaliczkę na wakacje – i w tym momencie docenisz, że drobne rezygnacje miały sens.
Zatem – na zdrowie (ale tym razem w domowym kubku)!