Jak przestać wydawać na bzdury i zacząć oszczędzać? Poradnik dla zakupoholików.

Czy też macie czasem wrażenie, że Wasz portfel prowadzi tajne życie? Wychodzicie do sklepu po jedną rzecz (przykładowo, po tę nieszczęsną gumę do żucia), a wracacie z torbą pełną rzeczy, bez których – oczywiście! – nie możecie żyć. Nowe skarpetki w szalony wzór? Muszą być. Promocyjna paczka chińskich zupek? Pewnie! I tak krok po kroku sięgacie do kieszeni coraz głębiej, a saldo konta dramatycznie kurczy się jak sweter wyprany w 90 stopniach.

W tym wpisie pokażę Wam, w sposób prześmiewczy i żartobliwy, jak kontrolować impulsywne zakupy. Bo wbrew pozorom, da się zacząć oszczędzać, nawet jeśli dotychczas Wasze wydatki były tak niekontrolowane, że mogłyby przyprawić o zawał księgowego. Przygotujcie się na dużą dawkę sarkazmu i zobaczcie, jakie to wszystko jest… absurdalne!

Diagnoza na start: Czy jesteś zakupoholikiem?

Zanim ruszymy z całym tym oszczędzaniem, trzeba się uczciwie zapytać: czy przypadkiem nie jesteś zakupoholikiem?Objawy mogą być różne, ale jeżeli choć trzy z poniższych stwierdzeń pasują do Ciebie, to witaj w klubie:

  1. Gdy masz chwilę wolnego (lub gdy nie masz), natychmiast wchodzisz na stronę ulubionego sklepu internetowego, bo „a nuż jest promocja”.
  2. „Okazja! -50% na trzeci produkt” to dla Ciebie zaproszenie do świętowania, a w głowie widzisz neonowy napis: „Bierz wszystko, bo się skończy!”.
  3. W Twoim domu powstają tajne skrytki na przedmioty kupione w przypływie impulsu, żeby nikt się nie zorientował, jak dużo tego jest.
  4. Masz powiadomienia w aplikacjach sklepów o każdej nowej promocji… i reagujesz na nie szybciej niż na wiadomości od rodziny.
  5. A najważniejsze – Twoje konto bankowe jest wiecznie głodne, a Ty nie wiesz, gdzie podziała się wypłata (przecież wczoraj jeszcze coś było!).

Jeśli stwierdzasz: „O kurczę, to ja!”, to znak, że pora włączyć tryb ratunkowy, zanim wydasz wszystkie oszczędności na skarpetki z ananasami, które – przyznajmy szczerze – wcale nie były Ci do szczęścia potrzebne.

Pułapka promocji „3 za 2” i innych marketingowych sztuczek

Zacznijmy od jednego z najpopularniejszych sideł na zakupoholików: promocji typu „3 za 2”. Brzmi świetnie, prawda? Kupujesz dwa produkty, a trzeci dostajesz „za darmo”. Ale tu tkwi haczyk: czy Ty w ogóle chciałeś trzy produkty? Przykład z życia: wchodzisz do sklepu, bo potrzebujesz paczkę gumy do żucia, a wychodzisz z trzema wielkimi zapasami gum w egzotycznych smakach, o których istnieniu wcześniej nie miałeś pojęcia. No i jedyne 30 złotych mniej w portfelu… bo niby było taniej. Tylko co z tego, skoro kupiłeś rzeczy, których wcale nie potrzebowałeś?

Pamiętajmy, że marketingowcy doskonale wiedzą, jak przyciągnąć naszą uwagę. Kolorowe etykiety, wielkie napisy PROMOCJA, lampki ledowe nad produktem. Wszystko po to, by mózg zakupoholika powiedział: „Muszę to mieć!”. A potem stoisz w kolejce do kasy z koszykiem wypełnionym dziwactwami i myślisz: „Hmm, może to rzeczywiście się przyda?” – w 90% przypadków odpowiedź brzmi: nie, nie przyda się.

Czytaj więcej:

Zakupy online – przyjaciel czy wróg?

Trudno dziś nie kupować online. Wygodnie: klikasz, dodajesz do koszyka, a paczka przyjeżdża pod drzwi. Tyle że ta wygoda może też być Twoim największym wrogiem. Bo w internecie jesteśmy o krok od niekontrolowanego wydawania – wystarczy parę kliknięć, a Twój portfel krzyczy: „Litości!”.

  • Magia darmowej dostawy„Zabrakło Ci 10 zł do darmowej wysyłki? Dodaj coś jeszcze!”. Brzmi znajomo, prawda? I nagle dopłacasz 50 zł za przedmiot, który w ogóle nie jest Ci potrzebny, by „zaoszczędzić” 12 zł.
  • Lista życzeń: Coś w stylu wirtualnej przechowalni rzeczy, które kiedyś tam kupisz. W praktyce bywa, że na siłę usuwasz je z listy, ale w kolejne święta wracają w formie „promocji”. I koło się zamyka.
  • Płatność kartą lub jednym kliknięciem: Ach, jakże to wygodne – w ogóle nie czujesz wydatku, bo niczego nie wkładasz do portfela fizycznie, nie widzisz rozstania z banknotem. Ten brak poczucia realnego przekazania pieniędzy mocno usypia czujność.

Nie daj się więc omamić. Zakupy online nie są z natury złe, ale u zakupoholika to może być drożdżówka rzucona w kąt dla myszy: i tak prędzej czy później wpadniesz w tę pułapkę.

Jak wyeliminować impulsywne kupowanie – pierwsze kroki

Dobra, wiemy, co jest źle. A teraz kluczowe pytanie: jak zacząć oszczędzać i nie wydawać na bzdury? Poniżej kilka (nie do końca) poważnych rad, w sam raz dla tych, którzy walczą ze swoją słabością do zakupów:

  1. Zrób listę – i nie zbaczaj z trasy
    Serio, to stara, dobra metoda. Idziesz do sklepu – miej listę zakupów. Idziesz do drogerii – spisz, co jest niezbędne. Przeglądasz sklepy online – wcześniej wypisz, czego faktycznie szukasz. Staraj się traktować tę listę jak GPS – zbaczanie z drogi grozi katastrofą (czytaj: wydaniem trzykrotnie więcej niż planowałeś).
  2. Daj sobie czas na przemyślenie
    Zauważyłeś nagle super ofertę? Odczekaj 24 godziny. To taki prosty test: jeśli za dobę wciąż chcesz to kupić i jest ci to niezbędne, w porządku. Ale często okazuje się, że po dniu entuzjazm gaśnie, a ty nawet nie pamiętasz, co ci się tak podobało.
  3. Ustal dzienny (lub tygodniowy) limit gotówki
    Gotówka w portfelu potrafi bardziej „boleć” przy wydawaniu niż transakcje kartą. Jeśli ustalisz, że masz 50 zł na drobne wydatki w ciągu tygodnia, to przy kolejnej pokusie kupienia nowego kubka z kotkiem (bo jest słodki) może zabraknąć ci pieniędzy na… jedzenie. A jedzenie, uwaga, jest jednak ważniejsze niż kubek z kotkiem (przynajmniej dla większości ludzi).
  4. Polub słowo „NIE”
    „Czy chcę to kupić?” – „NIE”. „Czy to naprawdę konieczne?” – „NIE”. Ćwicz konsekwencję. Jak w relacjach z trudnym sąsiadem – asertywność jest kluczowa. W końcu zrozumiesz, że nie wszystko na promocji jest warte twojej uwagi. Poczujesz wolność, kiedy nareszcie powiesz produktom w super cenach: „Dziękuję, ale nie, zapraszam kiedy indziej”.

Sposoby na oszukanie własnego mózgu (w końcu on nas najczęściej podpuszcza)

Tak, tak, to nasz mózg stoi za tymi impulsywnymi decyzjami. Ale można z nim grać w kotka i myszkę i… nieco go przechytrzyć:

  • Wyjmij telefon… i zacznij kasować aplikacje zakupowe
    Naprawdę, to jest moment wyzwolenia. Aplikacja do zakupów najszybciej prowadzi do ruin w portfelu. Możesz przecież korzystać ze strony WWW sklepu, jeśli faktycznie czegoś potrzebujesz. Pozbycie się apki zmniejsza pokusę, bo nie masz jej pod ręką.
  • Listy marzeń (tylko w pamiętniku, nie w koszyku)
    Zamiast dodawać do koszyka wszystko, co wpadnie ci w oko, zapisz to w notesie. Po miesiącu przejrzyj listę i zadaj sobie pytanie: „Czy ja dalej chcę te rzeczy?” Nierzadko stwierdzisz, że zupełnie o nich zapomniałeś/łaś.
  • Zakupy w trybie offline… bez karty
    Jeżeli idziesz do sklepu stacjonarnego, weź ograniczoną liczbę gotówki i zostaw kartę w domu. Będziesz musiał/musiała fizycznie pilnować, by starczyło pieniędzy na wszystko, co jest potrzebne. Genialne w prostocie – i często naprawdę skuteczne!
  • Zmiana nawyków
    Może zamiast otwierać przez nudę sklepy internetowe, zacznij czytać książkę (o tym, jak oszczędzać, żeby było zabawniej?). Albo wyjdź pobiegać. Mózg jest leniwy i lubi stare schematy – jak mu wpoisz nowe, będzie większa szansa, że zamiast robienia zakupów poszukasz innego źródła przyjemności.

Mity, którymi karmią się zakupoholicy

Żeby było jeszcze śmieszniej, istnieje kilka mitów, w które wierzą osoby narzekające na pusty portfel:

  1. „Kupię, bo cena jest świetna, a to kiedyś mi się przyda”
    Uwielbiam to hasło „kiedyś się przyda”. Zwykle oznacza: „Leżeć będzie latami i może nigdy z tego nie skorzystam”. To tak, jakbyś kopał w ogródku dołek na wypadek, gdybyś chciał kiedyś zakopać skarb. Może i tak, a może i nie. Szanse są, że raczej nie.
  2. „To inwestycja w przyszłość!”
    Zainwestować można w złoto, nieruchomości, czy chociaż w wiedzę. Ale w nowy blender z funkcją mielenia orzechów w osiem sekund? Hmm, no nie jestem pewien, czy to inwestycja przynosząca zwrot. Zwłaszcza jeśli poprzedni blender wciąż działa.
  3. „Po prostu lubię mieć nowe rzeczy”
    Jasne, my wszyscy lubimy nowości. Ale w pewnym momencie musisz stanąć przed lustrem i zapytać: „Czy ciągłe kupowanie sprawia, że jestem szczęśliwy, czy raczej zakrywam jakąś inną pustkę?”. Okej, zabrzmiało poważnie, ale czasem warto dodać odrobinę psychologii do tej sarkastycznej papki.
  4. „Przecież to tylko parę złotych tu, parę złotych tam”
    I tak, w magiczny sposób, parę złotych mnoży się w tysiące rocznie. Później narzekasz, że nie masz na wakacje. Kto by pomyślał, że codzienna kawa na mieście to rocznie kilkaset złotych? Lepiej się nie zastanawiać, bo może być smutno. Ale jak już zaczniesz o tym myśleć – to dobry krok do zmiany nawyków.

Sztuczki sklepowe – jak się na nie nie nabrać

Sklepy mają w zanadrzu szereg chwytów, dzięki którym portfele klientów płaczą w kąciku, a klienci jeszcze temu przyklaskują. Np.:

  • Rozmieszczenie produktów: Podstawowe rzeczy (chleb, mleko) zazwyczaj leżą w najdalszym kącie sklepu, byś musiał przejść przez cały labirynt półek i po drodze brać do koszyka co popadnie.
  • Muzyka i zapachy: Cicha, relaksująca muzyczka i słodki zapach pieczywa z sekcji piekarniczej. Twój mózg wariuje, stwierdzając: „Kupuj, jest miło, kupuj, bo pachnie tak cudownie!”.
  • Ceny kończące się na .99: Niby 19,99 to prawie 20 zł, ale nasz mózg: „Ej, 19 to zawsze mniej niż 20!” To stare jak świat, a wciąż działa.
  • Rozmiary koszyków: Duży koszyk / wózek wygląda pustawo nawet wtedy, gdy włożysz kilka produktów. A pusty koszyk = „No to jeszcze coś wrzucę!”.

Trik, by się nie nabrać? Być świadomym tych sztuczek i iść z listą (patrz punkt wyżej!). Gdy wiesz, co chcesz kupić, prościej Ci przejść przez sklep bez podejmowania pięciu impulsownych decyzji.

Co z tymi oszczędnościami w praktyce?

Jeśli już uda ci się ograniczyć zakupy (brawo!), to warto pomyśleć, co zrobić z zaoszczędzonymi pieniędzmi, żeby faktycznie odczuć różnicę. Oto kilka propozycji:

  1. Załóż konto oszczędnościowe – tak, żeby pieniądze nie leżały na koncie głównym, z którego łatwo je „przypadkiem” wydać.
  2. Zainwestuj w rozwój – kursy, książki, nauka nowego języka. Coś, co faktycznie da ci wymierne korzyści w przyszłości.
  3. Odłóż na wakacje (lub wymarzony cel) – bo perspektywa fajnej podróży motywuje bardziej niż kolejna para butów.
  4. Poduszka finansowa – by w razie kryzysu (np. zepsutej pralki) nie panikować i nie brać kredytu na czajnik elektryczny.

Zobaczysz, że gdy raz poczujesz smak realnych efektów, typu mniej stresu o pieniądzeprawdziwe oszczędności czy wyczekany wyjazd, to będziesz miał(a) większą motywację, żeby trzymać się dalej planu ograniczania zbędnych wydatków.

„Ale ja potrzebuję przyjemności!” – no jasne, ale…

Częstym argumentem na obronę zakupów jest: „Ale to moja mała radość!”. Jasne, człowiek nie żyje o chlebie i wodzie (to by była marna egzystencja), a drobne przyjemności są ważne. Chodzi jednak o to, by nie mylić przyjemności z kompulsywną chęcią posiadania nowych rzeczy.

  • Ustal limity na drobne zachcianki: np. że w miesiącu możesz wydać np. 100 zł na bzdury. Jeśli to będzie z góry określone, łatwiej Ci się kontrolować.
  • Ciesz się małymi rzeczami, które nie kosztują majątku: spacer w parku, wieczór z książką, gotowanie ze znajomymi – to wszystko też daje frajdę, a bez drenażu konta.
  • Świętuj sukcesy: Kupiłeś wreszcie tę jedną rzecz, którą naprawdę kochasz, ale dopiero po miesiącu przemyśleń i z odłożonych pieniędzy? Super! Taka nagroda cieszy 100 razy bardziej niż impulsywny zakup.

Wnioski? Kupowanie mniej też może dawać frajdę!

Kto by pomyślał, że można czerpać satysfakcję z mówienia „nie” sklepom? A jednak – czasem to bywa prawdziwym powerem. Ludzie przechodzą na minimalizm i odkrywają, że bez tylu rzeczy żyje się lżej. Oczywiście, nie namawiam do radykalnych wyrzeczeń. Chodzi raczej o to, by nie popaść w skrajność i nie gonić ciągle za kolejnymi okazjami, które wcale nie są okazjami, tylko urojonymi pseudookazjami (słowo klucz: marketing).

Pamiętaj, że nadmierne zakupy to nie tylko dramat dla portfela, ale też – w dłuższej perspektywie – generowanie sterty śmieci, bo część tych przedmiotów ląduje w kącie, a finalnie w koszu. A planeta i tak już ledwie zipie przez nasz konsumpcjonizm. Innymi słowy – myśl trochę ekologicznie (w końcu w tym jest trend!), a Twój portfel będzie jeszcze wdzięczniejszy.

Na zakończenie…

Jeśli dotarłeś/łaś aż tutaj, to gratulacje. Być może nawet nie odświeżyłeś/łaś w tym czasie żadnej aplikacji z promocjami! Pamiętaj, że kontrola wydatków to proces. Nie zmienisz się z zakupoholika w ascetę w ciągu jednej doby (a nawet nie musisz), ale małymi krokami można zrobić sporo.

Najważniejsze zasady w pigułce:

  1. Rób listy i trzymaj się ich.
  2. Unikaj pułapek marketingowych („3 za 2”, „darmowa dostawa od 999 zł”, itp.).
  3. Daj sobie czas (24h czy tydzień) na przemyślenie, zanim kupisz coś droższego.
  4. Wyznaczaj limity na zachcianki.
  5. Ciesz się z małych sukcesów i doceniaj nagrody po naprawdę przemyślanych decyzjach.

Wtedy z czasem okaże się, że portfel przestaje tak rozdzierać szaty, a Ty masz może nawet nadwyżkę, którą można przeznaczyć na coś sensownego. I w sumie o to chodzi – o tę satysfakcję, że pieniądze nie przeciekają ci przez palce, jak woda w koszu wiklinowym.

No to co – gotowi, by spróbować żyć mniej zakupowo, a bardziej świadomie? Powodzenia i pamiętajcie: raz na jakiś czas można sobie pozwolić na małe szaleństwo, ale niech to będzie rzeczywiście małe, a nie sześć toreb zakupów, bo „PROMOCJA” na wejściu do galerii zaświeciła się na czerwono. Powodzenia w oswajaniu swojego wewnętrznego zakupoholika i… wesołego oszczędzania!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *