Zamień pasję w biznes i zarób milion, albo przynajmniej na rachunki

… czyli co, jeśli twoją „największą pasją” jest leżenie na kanapie, oglądanie memów i wcinanie chipsów?

Coachowie uwielbiają nam powtarzać: „Zacznij zarabiać na swojej pasji!”„Zrób z hobby źródło dochodów!” i inne podobne hasła, które brzmią niczym magiczne zaklęcia dające nieograniczoną wolność finansową. Jak to malowniczo wygląda na Instagramie: oto człowiek, który rzekomo kocha podróże, więc w ciągu dwóch miesięcy wykręca milion złotych na blogu o zwiedzaniu Zanzibarów, Bali i innych rajskich miejsc. Niby takie proste, a tak wielu z nas wciąż czeka, aż w banku pojawi się zero – nie to, które dopisze się do aktualnego salda, tylko to, które poszerzy je do sześciu czy siedmiu cyfr.

I tu przychodzi niepokojąca refleksja: a co, jeśli twoją pasją jest przeglądanie memów, oglądanie seriali i jedzenie chipsów? W końcu trudno znaleźć super-kurs czy webinarium, które uczą, jak zostać „dyrektorem ds. memów i snacków” w wielkiej korporacji. Zacznijmy więc sarkastyczną podróż przez meandry coachowskich obietnic i przekonajmy się, czy faktycznie można wziąć swoje hobby (nawet to najbardziej leniwe) i przekuć je w żyłę złota.

Dlaczego coachowie kochają hasło „Zamień pasję w biznes”

Gdyby istniała nagroda za najchętniej powtarzane zdanie motywacyjne ostatnich lat, to właśnie „Rób to, co kochasz, a pieniądze same cię znajdą!” zdobyłoby pierwsze miejsce. Brzmi jak obietnica raju: wystarczy, że masz hobby i bum! – banknoty spadają na ciebie niczym konfetti podczas sylwestrowego balu.

Dlaczego to takie popularne?

  • Bo ludzie marzą o pracy, która nie jest męcząca. Chcą zarabiać, nie musząc przy tym wstawać o 6 rano (albo w ogóle wstawać, jeśli to możliwe).
  • Bo wizja życia bez stresu i z przyjemnościami na co dzień jest tak kusząca, że aż trudno się jej oprzeć.
  • Bo coachowie znaleźli sobie świetny produkt do sprzedania: warsztaty, kursy, e-booki, webinary – wszystko o tym, jak odnaleźć w sobie „wewnętrzny potencjał” i przełożyć go na miliony monet.

I stąd mamy setki haseł: „Z pasją do szydełkowania w trzy miesiące osiągniesz wolność finansową!”„Kochasz piec ciasta? Otwórz cukiernię online i zarabiaj fortunę!”. Rzeczywistość bywa jednak mniej różowa, szczególnie gdy twoje „hobby” ogranicza się do jedzenia chipsów, oglądania memów i spania do południa.

Co, jeśli moją pasją jest leżenie na kanapie?

Zastanówmy się: czy da się wymyślić model biznesowy oparty na siedzeniu przed ekranem i wchłanianiu memów? W teorii… może tak! Przecież jest YouTube, Twitch, TikTok. Ktoś może powie: „Zostań streamerem, gamerem, influencerem!”. Tyle że żeby być popularnym streamerem (takim, który naprawdę zarabia), trzeba mieć a) charyzmę, b) umiejętności (np. w grach), c) masę czasu, d) sporo szczęścia. Nie każdy jedzący chipsy i ryczący ze śmiechu do memów nagle zdobędzie tłumy fanów. Często to raczej maraton do nikąd, gdzie kończysz z garstką widzów i workiem przekąsek w dłoni.

A co z tymi, którzy naprawdę potrafią zrobić show? Może jest tu szansa. Ale pamiętajmy: coachowie sprzedają nam ideę, że to łatwe – wystarczy wystartować, a złoto popłynie strumieniem. W praktyce czekają cię godziny nagrywek, montażu, interakcji w social mediach, a do tego konieczne jest żelazne zdrowie psychiczne, bo hejterzy czekają tylko, by cię zjeść na śniadanie. Zresztą, jeżeli twoim jedynym atutem jest miłość do chipsów, musisz się liczyć z tym, że sama słabość do tłustych przekąsek raczej nie załatwi wszystkich spraw. Chyba że wejdziesz w spółkę ze znaną marką i staniesz się twarzą „chrupania” – w sumie… czemu nie? Tylko wciąż nie wiadomo, jaką pokonasz drogę, by dotrzeć do takiej umowy.

Czytaj więcej:

Przykłady „udanych historii”, czyli legends from the internet

Oczywiście, w internecie znajdziesz tysiąc opowieści, jak to ktoś zarobił miliony, bo miał dziwne hobby. Jedni handlują skamielinami dinozaurów (a wcześniej to była „tylko pasja”), inni robią figurki z modeliny i sprzedają je jak świeże bułeczki, jeszcze inni malują obrazki kotów i zarabiają na tym fortunę. „Skoro oni mogli, to i ty możesz!” – powie ci coach. Tylko że diabeł tkwi w szczegółach.

  • Pół życia praktyki: Często te osoby spędziły lata, doskonaląc swoją umiejętność.
  • Unikalność: Malowanie kotów czy kręcenie filmów o śmiesznych pieskach to branże, w których albo jesteś naprawdę wybitny, albo giniesz w tłumie.
  • Odpowiedni moment: Niektórzy zaistnieli w internecie w dobrym czasie, kiedy konkurencja była mniejsza, a algorytmy sprzyjały nowym twórcom.

Coach jednak woli skupić się na tym, że się udało, i pominąć, że drobna część pasjonatów faktycznie przekuła to w zysk. A reszta? Reszta dalej podjada chipsy i zastanawia się, czemu to tak nie działa.

Gdzie jest granica między pasją a biznesem?

Pomyśl przez chwilę: czy naprawdę chcesz, by twoje hobby – coś, co ci daje relaks i przyjemność – zamieniło się w pracę? Bo praca często bywa stresująca, wymaga systematyczności, kontaktów z klientami (czasem trudnymi), raportów, rozliczeń, faktur, marketingu. Coś, co do tej pory kojarzyło się z radością, nagle może stać się źródłem frustracji.

Jeżeli uwielbiasz oglądać memy, to wyobraź sobie, że teraz musisz codziennie oglądać setki memów, by tworzyć o nich recenzje, raporty, porównania, publikować je w określonych porach dla maksymalnego zasięgu. Brzmi fajnie? Może, a może i nie. Zwłaszcza gdy wiesz, że od tego zależy twoja wypłata.

Z kolei jedzenie chipsów – no cóż, w teorii można zostać degustatorem chipsów, influencerem tworzącym rankingi smaków… Ale czy nasza wątroba to wytrzyma? A może wpadniesz w pułapkę, bo co innego zjeść paczkę raz w tygodniu z przyjemnością, a co innego codziennie wrzucać recenzje na Instagram, testować nowości, liczyć kalorie i walczyć z refluksem.

Porady coachów: co mówią, a co mają na myśli?

  1. „Nie pracuj ani jednego dnia w życiu, jeśli robisz to, co kochasz!”
    • Tłumaczenie: „Przygotuj się, że czasem będziesz zap… jak mały motorek, bo własny biznes oparty na pasji potrafi pochłonąć 24 godziny na dobę.”
  2. „Wystarczy pomysł i konsekwencja!”
    • Tłumaczenie: „Wymyśl coś, czego jeszcze nikt nie robi, albo wypełnij niszę. Ale bądź gotów na ryzyko i brak snu, bo zbudowanie czegokolwiek od zera to jazda bez trzymanki.”
  3. „Każdy może zostać milionerem!”
    • Tłumaczenie: „Owszem, jeden na milion.”

To nie jest tak, że coachowie kłamią. Oni po prostu sprzedają marzenie w ładnym opakowaniu i liczą, że zrobisz wszystko, żeby w to uwierzyć. A to, że twoja pasja to oglądanie Netflixa 10 godzin dziennie? „No problem, załóż kanał recenzencki i zbij kokosy!” – tak powiedzą. Tylko że na każdy kanał z tysiącami subskrypcji przypada zapewne dziesiątki tysięcy, gdzie filmiki oglądają tylko rodzina i zdezorientowani przechodnie internetu.

Czy da się z pasji do chipsów stworzyć coś realnie dochodowego?

W dzisiejszych czasach marketing potrafi wszystko. Można by – teoretycznie – założyć bloga o recenzjach chipsów świata: testować różne smaki, tłumaczyć, który ma idealną konsystencję, a który zbyt dużo oleju. Do tego kanał YouTube, social media, T-shirty z hasłami. Potem, jeśli pójdzie dobrze, brand chipsów może zasponsorować ci paczki do testów, a finalnie podpiszesz kontrakt i staniesz się ich ambasadorem. Brzmi jak bajka, prawda?

No właśnie – bajka. Da się? Może tak. Ale musisz być naprawdę zdeterminowany (a w tym przypadku mieć też żelazną wątrobę). Musisz wymyślać ciekawe formy promocji, budować markę, włożyć masę energii w samo tworzenie treści. A jeśli się nie uda? Cóż, wtedy zostajesz z masą zjedzonych chipsów i kilkoma kilogramami nadwagi.

Praktyczne porady (z przymrużeniem oka)

  1. Wybierz pasję, która może zainteresować ludzi
    Jeśli twoją jedyną pasją jest spanie, to raczej ciężko będzie zbudować wokół tego szeroką publiczność (choć są i takie fenomemy w sieci, ale to naprawdę rzadkość). Lepiej poszukać czegoś bardziej „społecznie angażującego”, np. gotowanie, rysowanie, fotografowanie… Ale tak, w teorii możesz próbować też z chipsami.
  2. Zadaj sobie pytanie, czy chcesz robić z tego biznes, czy raczej mieć luźne hobby
    Bo gdy z pasji robisz biznes, w grę wchodzi marketing, analityka, formalności. Nie każdemu to odpowiada. Czasem lepiej dalej kochać swoje memy i chipsy w domowym zaciszu, bez przeobrażania się w Instaprzedsiębiorcę.
  3. Sprawdź, czy rynek naprawdę tego potrzebuje
    Świat jest pełen blogów i kanałów o wszystkim. Wyróżnienie się wymaga pomysłu i ogromnego zaangażowania. Nie wystarczy, że krzykniesz: „Hej, lubię chipsy, sponsorujcie mnie!” – bo połowa świata też je lubi.
  4. Przygotuj się na długą drogę
    Jeżeli jednak zdecydujesz się iść tą ścieżką, nie oczekuj kokosów w tydzień. Często budowanie marki osobistej zajmuje lata, a w międzyczasie wciąż trzeba płacić rachunki. Lepiej mieć plan B (czyli normalną pracę), póki nie rozkręcisz czegoś wystarczająco dużego.
  5. Coach to nie czarodziej
    Jego motywacyjne gadki potrafią cię nakręcić, ale tylko twoja praca, pomysły i konsekwencja mogą dać realny rezultat. Bez działania i realnego (często wieloletniego) wysiłku nic się nie wydarzy – no, poza tym, że stracisz czas i kasę na kolejne kursy.

„Milion czy rachunki?” – realia a marzenia

Fakt jest taki, że większość osób nigdy nie zarobi miliona na swojej pasji, choćby była to najbardziej wymyślna i oryginalna aktywność. Natomiast da się czasem dorobić do pensji albo chociaż opłacić rachunki (co i tak jest sukcesem, biorąc pod uwagę, jak szybko rosną koszty wszystkiego).

Nie oznacza to, że mamy rezygnować z marzeń. Po prostu warto zachować zdrowy rozsądek i świadomość, że z każdej pasji można zrobić biznes teoretycznie, lecz nie zawsze praktycznie. Może na przykład zamiast marzyć o stanie się drugim Elonem Muskiem memów, spróbuj lepiej poprowadzić mały, autorski profil, na którym testujesz różne gatunki chipsów – i za jakiś czas sprawdzić, czy to w ogóle kogoś kręci. Jeśli tak – można iść dalej. Jeśli nie – wracasz do roli biernego konsumenta (co też ma swoje uroki, bo bycie twórcą bywa męczące).

Złudzenia łatwego sukcesu w social mediach

Widzisz w sieci celebrytów sprzedających kursy: „Jak zrobić superbiznes w 30 dni”. Oglądasz influencerów, którzy twierdzą, że wystarczy kilka trików, byś i ty zarabiał miliony na swetrze, który wydziergasz w wolnej chwili. Tylko że te historie mają drugie dno:

  • Kwestia zasięgu: jeśli od lat ktoś budował społeczność w sieci, to teraz może sprzedawać wszystko. Ty, startując od zera, musisz uzbroić się w cierpliwość.
  • Narracja sukcesu: niewiele osób mówi otwarcie o porażkach. A tych jest mnóstwo.
  • Psychika: presja posiadania idealnego życia, które w sieci wygląda pięknie, w realu często okazuje się wyczerpująca.

Dlatego, zanim się rzucisz na główkę w maraton „Pasja = Milion”, zastanów się, czy masz pomysł, energię i zasoby, by to dźwignąć. Możesz się mocno zdziwić, gdy okaże się, że media społecznościowe to nie taka sielanka.

A może wystarczy, że pasja po prostu jest?

Nie każdy hobby musi zmieniać w wielką machinę zarobkową. Pamiętaj, że posiadanie pasji to też coś cennego, co daje ci odskocznię od codzienności – i nie zawsze warto obarczać tego monetyzacją. Czasem lepiej cieszyć się chipsami i memami „za darmo”, bez nacisków, terminów i konieczności spowiadania się przed obserwatorami.

Oczywiście, fajnie jest łączyć przyjemne z pożytecznym. Jeśli czujesz, że masz w sobie potencjał, by zrobić z tego coś większego i chcesz ponieść trud – śmiało. Tylko rób to z otwartymi oczami, a nie pod wpływem Instagramowego coacha, który nakręca cię wizją szybkiego sukcesu.

Krótka checklista do przemyślenia

  1. Czy twoja pasja ma w ogóle potencjał rynkowy?
    • Oglądanie memów jest przyjemne, ale czy ktoś za to zapłaci? Może tak, może nie. Sprawdź.
  2. Czy jesteś gotów/wa traktować pasję jak pracę?
    • Dodatkowe obowiązki, stres, rzadziej spontaniczna frajda… to często cena, jaką płacimy za „monetyzowanie hobby”.
  3. Ile czasu możesz na to przeznaczyć?
    • Zbudowanie nawet mikro-biznesu wokół pasji to setki godzin. Lepiej o tym pamiętać, zamiast liczyć na cud.
  4. Masz plan B (finansowy) na start?
    • Opłacanie rachunków nie poczeka, aż kanał z recenzjami chipsów zyska popularność.
  5. Czy nie będzie ci szkoda, jeśli pasja przestanie cieszyć?
    • Bo może się okazać, że kiedy zacznie to być biznes, czar pryśnie i zostaniesz bez przyjemności i bez zysków.

Podsumowanie: marzenia vs. rzeczywistość (czyli miliony czy rachunki?)

Zarabianie na pasji – cudowne hasło, które często przyciąga nas jak świecący neon w mroku. „Od dzisiaj będę robić tylko to, co lubię, i jeszcze mi za to zapłacą!” – któż by nie chciał tak żyć? Jednak za tym marzeniem stoi zwykle ciężka praca, kreatywność, determinacja i… spora dawka szczęścia. Zwłaszcza jeśli twoim hobby jest coś, czego nikt inny na świecie nie traktuje poważnie.

Czy to znaczy, że nie warto próbować? Ależ warto! Tylko z głową. Jeżeli jesteś przekonany/a, że z twoich chipsów i memów faktycznie można zrobić #ChipsEmpire, to działaj. Jednak miej świadomość, że coach nie da ci recepty na sukces w 7 dni, a w internecie czekają miliony takich osób jak ty, też szukających swojego miejsca na podium.

Pamiętaj, że nie każdy pasjonat staje się milionerem. Czasem jednak wystarczy, że ta pasja pozwoli zarobić trochę – na rachunki, czy na weekendowe zachcianki – i to też jest sukces. W końcu w świecie, gdzie tak często goni się za grubym hajsem, można docenić, że robisz cokolwiek z radością i masz z tego jakiś drobny zarobek. A jeśli się nie uda? Trudno, zawsze możesz wrócić do swego nieskrępowanego hobby na kanapie, bez obciążenia terminami i fakurami VAT.

Wszystko sprowadza się do dwóch pytań: Czy chcesz zaryzykować i zamienić pasję w źródło utrzymania? i Czy masz świadomość, co to naprawdę oznacza? Bo sam entuzjazm i motywacja z Instagrama nie wystarczą. Jeśli jesteś gotów/gotowa na konsekwencje, to do dzieła! A jeśli nie – spokojnie, coach cię nie będzie ścigał. Twoja pasja do memów i chipsów dalej może być tylko twoja i wcale nie musi przynosić milionów. I to też jest OK, serio. Najważniejsze, żebyś był/a szczęśliwy/a – nawet bez wielkich liczb na koncie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *